Nie ma to jak plenerowe imprezy w czwartek trwające do 1.30. Ale poszłam tam z dwóch powodów – występ Zakopower i pokaz mapping 3D.
Na początek napiszę wam, że zapowiadało się na deszcz... i już zaczęłam myśleć, że Zakochłopcy są zaklinaczami pogody a deszcz to część ich choreografii i wożą go wszędzie ze sobą. Ale jednak nie, chmurzyło się, ale ostatecznie nawet kropelka nie spadła :-)
Ogólnie coś było nie tak z moim programem, Zako mieli wystąpić o 21.35 a wystąpili jako drudzy ok. 20.45, w ogóle wszystko było nie w tej kolejności i trochę się pogubiłam. Chłopcy wystąpili w ramach imprezy "Polska przewodzi, Szczecin gra" i jeśli pozwolicie nie skupię się tylko na występie Zakopowera, ale po krótce opiszę całą imprezę.
Zaczęło się od Carpe Diem, Szymon Wydra miał chyba najtrudniejsze zadanie, bo ludzie dopiero się zaczęli zbierać i do końca się nie rozkręcili i tak nieśmiało coś tam podśpiewywali "do nieba nie chodzę lalala". Carpe Diem trochę rozgrzali publiczność, zaśpiewali same radiowe przeboje i ich występ uznałam za udany.
Następni w kolejce byli jak się okazało Zako, choć ich występ poprzedziła pani w polarowym dresie opowiadająca fascynująco o żaglowcach :-) Z tyłu widziałam już chłopców przygotowujących się do koncertu i byłam w szoku, myślałam sobie "Ojejku, jak to, to już, teraz, zaraz?", ale nie miałam zbyt dużo czasu na takie dylematy, bo zaczęły się dźwięki "Zbuntowanego anioła" i te wizualizacje na ekranie zmieniające się w rytm muzyki - to robi naprawdę wrażenie. "Nie wołaaaaj, przestań wreszcie krzyczeć" śpiewałam z zespołem a ludzie odwracali się i patrzyli na mnie zdumieni, że znam tekst (poważnie!), przez chwilę poczułam się jak "inna" :-) Sebastian stał przyklejony do mikrofonu przez dłuższy czas i nagle się odkleił i z wielkim powerem wystartował na środek sceny i zaczął jakieś szaleńcze tańce, skoki, podskoki, wywijasy i strasznie mnie tymi akrobacjami rozśmieszył, a moja koleżanka odwróciła się do mnie i mówi z przerażeniem: "O rany, ten człowiek ma jakieś ADHD", więc zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej.
Piosenka skończona, Sebastian mówi coś do mikrofonu bla bla bla i tutaj muszę się wam przyznać, że ja czasem mam problem ze zrozumieniem tego co on mówi :-) Ale to i tak jeszcze nic, moja koleżanka nie rozumie co on śpiewa (np. w Udomowionych ona nie słyszy "I kochaj i kochaj zbudujesz dom" tylko "Mikołaj Mikołaj zbudujesz dom" i wiele wiele innych takich przekręceń, ale nawet jak jej mówię jak to brzmi naprawdę to ona i tak słyszy swoje wersje :-) ).
Następna piosenka to "Tak że tak", zrobiło się trochę mocniej i bardziej rockowo, ludzie zaczęli nawet trochę główkami poruszać. Wykonanie w porządku, ale nie porwało.
Kolejny utwór za nami, Sebastian łapie za skrzypce i zaczynają się pierwsze dźwięki mojego ukochanego "Nie bo nie", no i tutaj muszę się też przyznać wam do czegoś - stałam zahipnotyzowana i miałam ciary. Oczywiście też śpiewałam i znowu spojrzenia ludzi. To był mój ulubiony moment w występie i te zdjęcia na ekranie, całość świetnie współgrała, super się patrzyło i słuchało. Efekt megafonu w piosence osiągnięty poprzez użycie megafonu :-) A reakcja ludzi "woooow" haha.
Koniec utworu i Sebastian mówi "Boso" a ja słyszę "Poszło", myślę sobie no poszło poszło świetnie im poszło z tym "Nie bo nie" ale słyszę piski ludzi, moja koleżanka się odwraca i mówi "Boso" a ja "Aaaaaaa" :-)
A "Boso" mnie rozczarowało... jak dla mnie brak mocy, brakowało mi tego taramtamtam i z powerem "I dopiero gdy...", było po prostu spokojniejsze i przyzwoite, ale też wg. mnie mdłe i nijakie. Ale ludziom się podobało, bo się rozruszali i juz nie tylko ja zdzierałam gardło "pójdę bosooooo" :-)
I koniec - tylko 4 piosenki i niedosyt, ale co tam, trzeba się cieszyć z tego co jest. "Zbuntowany anioł" i "Nie bo nie" będę pamiętać jeszcze długo.
Po Zako wystąpił zespół Blenders, ale nie chce w sumie komentować tego występu (bo bulgotanie do mikrofonu i kopanie butelką wody w publiczność to raczej nie jest super zabawa, której warto poświęcać więcej uwagi).
Muszę za to napisać wam o kolejnym występie - Marcina Wyrostka. Magia! On cały i zespół cały, zaczarowali po prostu, nic dziwnego, że mówią o nim magik. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję to polecam jego występy - do tego są tacy pozytywni, świetnie się dogadują, a co najważniejsze wielką radość sprawia im granie muzyki i to naprawdę widać i czuć (ciary).
Kolejni - Bracia. Tez mi się podobało, szczególnie głos Piotrka Cugowskiego i to co on z nim robi, bardzo podobała mi się też przypadkowa choreografia podczas ballad - czyli wiatr rozwiewający romantycznie Piotrka włosy :-) Odebrałam ich pozytywnie, może muzyka nie do końca trafiająca w mój gust, ale było naprawdę przyjemnie.
I na końcu Ray Wilson tak pięknie mówiący "Dziękuję bardzo" i "Życzę dobrej nocy" i trochę innych po polsku, dobrze mu szło, rozumiałam bardziej niż Sebastiana, ale cichoooo ;-) Ray przeniósł nas trochę w inny wymiar, lekki rock, piosenki w języku angielskim, bardziej i mniej rockowe brzmienia i 2 skrzypaczki dodające muzyce klasyczny dźwięk. Pozytywnie.
Po północy jeszcze chyba Sebastian występował bez zespołu, przynajmniej go zapowiadali i była transmisja w TVP2 może ktoś oglądał, ja niestety zostałam juz pogoniona do domu przez ziewającą KoleżankęBoląMnieNogi i znudzoną KoleżankęBoliMnieKręgosłup.
I to by było na tyle. W między czasie były pokazy Mapping 3D, ale o tym pisać nie będę, to trzeba po prostu zobaczyć, bo w słowach się nie da... niesamowite :-)