Kalimera! Kokkino Nero to bardzo specyficzne miasteczko dla wybranych ludzi. Zdążyłam zapoznać się na Riwierze Olimpijskiej z kilkoma miastami, więc mam też pewne porównanie. Kokkino Nero to spokojna mieścina dla osób poszukujących relaksu i wyciszenia. Jest tutaj dużo drzew, a więc i cienia, ławeczek i tarasów, greckie rodziny co wieczór urządzają na zewnątrz grille. Poza tym bardzo ciekawe jest tez położenie. Kokkino Nero otoczone jest górami, jadąc do miasta właściwie cały czas jedzie się w górę, zagłębia się w góry, a i tak na końcu znajdujemy się nad morzem – to taka ciekawostka. Ale dzięki temu panuje tutaj specyficzny klimat – jakkolwiek wysoka byłaby temperatura w Kokkino Nero nie odczuwa się jej. Na plażę idzie się w cieniu drzew, co chwila powiewa wiaterek, jest przyjemnie, jakby w Kokkino działała jakaś magiczna klimatyzacja.
Oczywiście w dzień jest dość upalnie, ale na plaży się tego upału zupełnie nie czuje, woda jest gorąca, a zdarza się, że fale niesamowicie wysokie, a wiadomo jaka wtedy jest frajda i zabawa :-) Wieczorami najczęściej przychodzą burze i ciepłe deszcze, a rano znów upał…
Czuć też tutaj pewną greckość, wprawdzie nie tak wyobrażałam sobie Grecję wizualnie (od białych domów z kolorowymi okiennicami i dachami trochę odbiega) ale jest tu mimo wszystko dużo greckich akcentów, które się docenia, a których zapewne w innych miasteczkach - tych bardziej rozbudowanych i turystycznych brak. Mam na myśli np. sjestę, która jest tutaj codziennie przestrzegana, o 14.30 życie w Kokkino zamiera – zamykane są sklepy i tawerny. Wspaniałą pobudką jest również samochód rozwożący świeże owoce i kierowca wykrzykujący „arbuzi nektaryni” (żeby nie było, wykrzykuje w kilku językach nie tylko w polskim), cudownie jest również wieczorem patrzeć na greckie rodziny urządzające wielkie grillowanie i turniej szachowy czy gry w karty.
Cisza nocna… od 23 :-) I owszem jest to praktykowane, światła zostają zgaszone, a jeśli jakiś nieobyty turysta mimo wszystko zasiedzi się na zewnątrz i będzie zbyt głośno imprezował to może zostać upomniany. Wyjątkiem jest piątek i sobota, wtedy zazwyczaj mają miejsce imprezy integracyjne, więc śpiewy i głośne rozmowy trwają do późniejszych godzin, poza tym tawerny w miasteczku tez żyją do późna – warto pójść na kolację i zobaczyć jak bawią się Grecy i jak bez skrępowania ni stąd ni zowąd łączą się w kółka i tańczą spontanicznie Zorbę :-) Warto też się do nich dołączyć, kroki Zorby łapie się w mig :-)
Atrakcji turystycznych jest tutaj kilka, przede wszystkim trzeba zobaczyć samą kokkino nero, czyli czerwoną wodę, która płynie cienkim strumyczkiem wzdłuż miasteczka. Może nie jest to zbyt urodziwe kiedy woda wymiesza się z liśćmi i brudną ziemią, ale sama czerwona woda u źródła to naprawdę ciekawy efekt – warto również ją spróbować – w smaku żadna rewelacja, bo smakuje jak zardzewiała woda mineralna, ale podobno ma właściwości lecznicze dla naszych strun głosowych.
Kolejną atrakcją jest naturalne SPA :-) Tak, tak spa… jest to miejsce w lesie w miejscu zupełnie odludnionym. Samo SPA to dziura a właściwie naturalnie wyrzeźbiony otwór wypełniony lodowatą wodą. Dziwne jest właśnie to, że mimo tak wysokich temperatur ta woda pozostaje wciąż tak chłodna. Odważni zanurzają się w tej wodzie i siedzą w niej kilka minut wierząc, że takie ochłodzenie organizmu ma lecznicze właściwości. Ja tam wolałam nie ryzykować… ale musze przyznać, że miejsce jest magiczne, takie pierwotne.
Zabytkiem Kokkino Nero jest również Most Bizantyjski, niestety nie potrafię wiele o nim napisać, ponieważ nie mogłam do niego dotrzeć.
Warunki mieszkalne… nie będę ukrywać – są katastrofalne. Jeśli ktoś nastawia się na wczasy exclusive to musi wybrać prawdopodobnie hotel 5* i z całą pewnością nie w Kokkino Nero, bo niestety Grecy to niechluje i nie dbają za bardzo o czystość, a ponieważ Kokkino jest prawdziwie greckim miasteczkiem to widać to dokładnie w warunkach mieszkalnych. Prawda jest taka, że turyści mieszkają w pokojach, które wysprzątał poprzedni lokator, gospodarze wymieniają tylko prześcieradła i przecierają podłogi i jeśli chodzi o kołdry leżące w szafach – są one nie prane i różne rzeczy można na nich znaleźć, więc polecam okryć się samym prześcieradłem… No i kanalizacja… uwierzycie mi jak napiszę, że nie wolno było spuszczać w toalecie papieru toaletowego? Poza tym co chwila zapychał się zlew… Na szczęście w pokojach spędzało się praktycznie tylko noce. Można się wykąpać, bo łazienka jest, kuchnia jest również i to wyposażona w lodówkę, czajnik i naczynia, więc spokojnie można też przyrządzić sobie coś do jedzenia czy picia. Przy każdym pokoju jest również balkon lub taras, poranna kawa obowiązkowo na powietrzu, oczywiście wieczorne winko również :)
Co trzeba z sobą zabrać na wczasy do Kokkino – koniecznie z polski trzeba zabrać cukier, kawę, herbatę, najlepiej słoiki Pudliszkowskie lub inne, płyn do naczyń i gąbkę, polecam również Domestos (a po przybyciu do pokoju od razu zabrać się za porządne szorowanie), koniecznie krem z filtrem UVB (tutaj kosztuje 12-17 Euro) oraz buty z gumową podeszwą bardzo przydatne na plaży kamienistej (w Polsce kupiłam za 7zł, tutaj kosztują 5 Euro). Ogólnie najlepiej z Polski przywieźć jak najwięcej przydatnych rzeczy, bo jeśli czegoś zabraknie to naprawdę nie łatwo kupuje się tutaj za kolosalne ceny, mając świadomość że w Polsce kosztowałoby to ¾ mniej i jeszcze przeliczając to na złotówki (mnie niestety zabrakło kremu z filtrem).
Co warto kupować w Kokkino: oczywiście pieczywo – świeże, chrupiące i praktycznie wypiekane na naszych oczach. No i owoce – najlepsze brzoskwinie jakie jadłam w życiu, słodkie i soczyste, no i arbuzy, ale trzeba dobrze trafić – tutaj sprzedają arbuzy w całości, czasem można się potargować, można powiedzieć „Dwa Euro Jeden Arbuz” – mnie się udało :) Warto też spróbować greckiego wina z beczki – wystarczy pójść ze swoją butelką i napełnić ją winem z beczki, które sami wybierzemy, a wybór jest naprawdę ogrooomny.
Robactwa w Kokkino jest całe mnóstwo – na drzewach cykady, które wygrywają swoje cudne serenady, każdy kto przyjeżdża od razu słyszy te dziwne stworzona krzyczące z drzew i choć na początku to irytuje to każdy, kto wyjeżdża już nie zwraca na nie uwagi.
Są też szerszenie oraz trzmiele, latające i budzące postrach. Są duże czerwone mrówki, w pokojach też pająki i niestety z powodu panującej tu wilgoci i tej paskudnej kanalizacji są też karaluchy. To z tych widocznych. W lasach i na obrzeżach dróg spotkać można również węże i skorpionki (nam się udało, ale panika i krzyki udaremniły zrobienie dobrych zdjęć), ale nie jest to zbyt częste. Wieczorem na plaży widać również kraby i ośmiornice (oraz chłopców łapiących ośmiornice i zabijających je na naszych oczach). Trudno to robactwo wymienić w całości. Latają i chodzą tu różne stworzonka, do niektórych można przywyknąć, a nawet polubić, a niektóre są denerwujące i irytujące (mrówki, komary). Jest też tutaj dużo psów, wiem, że do robactwa się nie zaliczają, ale wspominam o nich, bo są to duże psy, wyglądające groźnie, zaniedbane, niektóre głodne i chodzące bez kagańca i bez opieki po ulicy. Mnie to bardzo przeszkadzało, boję się jamników, a co dopiero jak przez pół drogi idzie za mną takie wygłodzone, duże psisko.
Plaża jest kamienista. Dla niektórych to ból, ale przyznam szczerze, że obejrzałam kilka plaż podczas tych wczasów i stwierdzam, że ta w Kokkino jest najpiękniejsza. Kamienie nie są ostre, można spokojnie po nich przejść a na tych mniejszych tuż przy morzu można również spokojnie rozłożyć ręcznik czy koc i się rozłożyć bez obaw. Jedyna niedogodność to fakt, że trzeba kąpać się w specjalnych butach z powodu jeżowców czających się między kamieniami. Ale dzięki kamieniom na dnie morza, woda jest pięknie przezroczysta, widać na dnie każdy kamyczek, dno nie jest zamulone jak przy piasku. A co najważniejsze – plaża nie jest przepełniona ludźmi. Można spokojnie znaleźć sobie miejsce gdzie w promieniu 5m nikogo więcej nie ma, a i w morzu pusto. Przy plaży na skarpie znajdują się dwie restauracje-tawerny, stoliki i kanapy rozstawione są dosłownie 2m od brzegu, więc naprawdę warto choć jeden wieczór przyjść tutaj na wino lub kolację i delektować się zachodzącym słońcem.
Zupełnie innym miejscem jest np. Olympic Beach czy Paralia - miejscowości typowo turystyczne, willa na willi, tłumnie i gwarnie, pełno apartamentów i tawern. Tutaj jest jedna wielka impreza, ale skwar w tych miasteczkach odczuwa się niemiłosiernie, gdy temperatura szaleje to nie ma czym oddychać, po kilku krokach człowiekowi słabo i oblewają go poty ciepłe i zimne na zmianę. Te miejscowości polecam ludziom młodym, nastolatkom i ludziom samotnym chcącym się wyszaleć, ludziom nastawionym na imprezę i takim którym nie przeszkadza gwar, szum i hałas do późnych godzin nocnych.
I miejscowość, którą postawiłabym pomiędzy Kokkino a Olympic Beach – taki kompromis dla tych dwóch miast – Koutsoupia, znajdująca się zaledwie 3 km od Kokkino a posiadająca już plażę piaskowo-żwirkową. Z Kokkino można się do niej dostać busem lub spacerkiem. Na tej plaży jest wypożyczalnia sprzętów do sportów wodnych a także pole do siatkówki. Są tutaj leżaki do wypożyczenia, a także jest trochę głośniej i ciaśniej.
Jeśli pójdzie się w drugą stronę od Kokkino Nero to można się dostać na również piękną plażę już bardziej piaskową niż żwirową Platia Ammos. Ta plaża również robi wrażenie, woda jest turkusowa, są leżaki, są ludzie, jest muzyka i są też piękne skały. Na Platia Ammos można się dostać ulicą idąc około 5km lub idąc od strony plaży Kokkino Nero (za ruinami są schodki, które prowadzą głęboko w las, ale idąc wydeptaną ścieżką można dojść na plażę Ammos – nie doszliśmy tak daleko, bo złapała nas burza i ciemność).
Pierwszego dnia podczas spotkania z rezydentem otrzymuje się mapkę Kokkino Nero z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami i cennymi wskazówkami. Ale warto również odnajdywać skarby i piękne miejsca na własną rękę.
Bardzo pouczająca była podróż powrotna i dialogi między nami turystami z Kokkino Nero a turystami z Olympic Beach.
- My mieliśmy basen.
- A my karaluchy.
- U nas codziennie sprzątano pokoje.
- O, a u nas odpychano rury.
- Wieczorami robiliśmy imprezy integracyjne.
- Taaaa, cisza nocna od 23… :-)
W Kokkino Nero byłam na początku sierpnia 2011 roku, jechałam z biurem podróży Fanclub i mieszkałam w apartamencie Katerina (swoją drogą właściciele nie umieją mówić ani po polsku ani po angielsku, więc trzeba opanować język migowy, a jeśli to zawiedzie to dostaje się ostatnią deskę ratunku – słownik). Jeśli chodzi o wycieczki fakultatywne to bardzo gorąco polecam rejs na wyspę Skiathos, ale o całej wyprawie napiszę innym razem.
Jeśli ktoś ma jeszcze pytania dotyczące miejscowości, warunków, podróży, biura podróży to proszę śmiało pisać – mam również zdjęcia pokoi jeśli ktoś byłby zainteresowany.