"Dramat rodzinny w najlepszym thrillerze psychologicznym ostatnich lat. Musimy porozmawiać o Kevinie to poruszająca powieść psychologiczna o trudnym macierzyństwie. Laureatka nagrody Orange Prize 2005.
Tytułowy Kevin - 14-letni chłopak z zamożnej amerykańskiej rodziny - bez szczególnego powodu zabił dziewięcioro kolegów ze swojej szkoły i dwoje dorosłych. Jego matka próbuje stawić czoła tej dramatycznej sytuacji i jednocześnie odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego?"
Idąc do biblioteki i przechadzając się wśród półek wybieramy książki, które zainteresują nas tytułem, ciekawym grzbietem bądź też zobaczymy nazwisko znanego nam pisarza. Taką książkę wyciągamy z półki i szukamy opisu, który decyduje o tym czy książka ląduje pod pachą czy z powrotem na półce. Z książką Lionel Shriver było inaczej – wybrałam ją pod wpływem impulsu – dość gruba, więc rzuciła mi się w oczy, chwyciłam ją i zobaczyłam okładkę. Nie musiałam czytać opisu, żeby stwierdzić, że książkę z całą pewnością zabieram ze sobą do domu.
Nie boję się ciężkich tematów ani trudnego języka, nie boję się nudnych pierwszych 50 stron książki, jeśli tylko okaże się, że warto. A było warto, bo po przeczytaniu ostatniego zdania długo trzymałam książkę na kolanach, nie wspominając o tym, że w bibliotece rośnie już kara za przetrzymanie książki, bo wciąż jakoś nie mam serca jej oddać. A teraz muszę z kimś porozmawiać o Kevinie. O tym fikcyjnym Kevinie, ale także o prawdziwych „bohaterach”, takich jak Eric Harris i Dylan Klebold.
Tytułowy Kevin kilka dni przed swoimi 16 urodzinami wkracza do szkoły uzbrojony i dokonuje masowego mordu – zabija 9 uczniów oraz 2 dorosłych. Jego matka Eva próbuje w listach do swojego męża odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Opisuje relacje Kevina z rodzicami, rówieśnikami a także z rodzeństwem od momentu urodzenia po dzień zbrodni jakiej się dopuścił, dzień który Eva symbolicznie nazywa Czwartkiem. Matka opisuje Kevina jako złego, okrutnego, przebiegłego i wyrachowanego chłopca. Ale czy dzieci rodzą się złe? Czy to możliwe, że dziecko rodzi się jako socjopata, psychopata, morderca? Według Evy, Kevin właśnie taki się urodził. Nie chciał ssać pokarmu, nie przestawał płakać, nie bawił się zabawkami tylko je niszczył, chodził w pieluszce do 10 roku życia... co ciekawe, zła w Kevinie nie widzi jego ojciec, który usprawiedliwia każde jego przewinienie, a nietypowe zachowania nazywa „dziecięcymi wybrykami”, z których Kevin na pewno wyrośnie. Lionel Shriver tak wyraźnie i żywo zarysowała każdą postać, że czytając książkę wściekałam się na ojca za obdarzenie syna tak ślepą miłością, oburzałam zachowaniem matki, która tak bezwzględnie oceniała swoje dziecko, a także poczułam współczucie do Kevina-socjopaty, który mimo dokonania tak makabrycznej zbrodni wzbudza sympatię (a może litość?)
Kiedy zdarza się taka tragedia, ludzie myślą tylko o ofiarach i ich biednych, pogrążonych w smutku i żalu rodzicach. Mało kto pomyśli o rodzicach zbrodniarza, o tym co muszą czuć, myśleć, przeżywać. Kto poczuje współczucie dla matki, która musi żyć z myślą, że wydała na świat mordercę? Kto jej pomoże uporać się z trudnościami, a także kto pomyśli, że również i ona straciła swoje dziecko. Mało kto zdaje sobie także sprawę jak trudno jest żyć z przyklejoną łatką „matka mordercy”. Ta książka przedstawia właśnie tą drugą stronę, jednak trudno nazwać tę stronę obiektywną. Eva pisząc listy do męża, szuka odpowiedzi tylko na jedno pytanie „dlaczego?” Odwiedzając Kevina w więzieniu dla nieletnich nie raz zadaje to pytanie synowi, wydaje jej się, że tylko on może udzielić jej odpowiedzi na to pytanie, jednak kiedy odpowiedź już pada, Eva wciąż nie dostrzega najważniejszego – nie widzi swojej roli, jaką odegrała w tej tragedii. Niechciane macierzyństwo, obwinianie syna o zakończenie kariery zawodowej, brak jakiejkolwiek chęci porozumienia się z chłopcem (a nawet jeśli chęci się pojawiały to był to tylko słomiany zapał, który gasł jak tylko natrafiła na pancerz i mur). Eva nie chciała mieć dzieci, ale kiedy już się na nie zdecydowała marzyła o słodkim, spokojnym bobasku, który będzie jej pozwalał przesypiać noce, który będzie ją rozbawiał radosnym szczebiotaniem i będzie się do niej tulił podczas burzowej nocy. Kiedy urodził się Kevin – płaczący i niespokojny – oceniła to jako złośliwość, wrogość i nienawiść skierowana do niej. A przecież to było tylko dziecko potrzebujące zapewne miłości oraz troski i jak nikt potrafiące rozpoznać fałszywe i wymuszone zainteresowanie, jakim obdarzała je matka.
Jeśli siedzicie w domu i narzekacie na nudę to naprawdę polecam książkę Lionel Shriver "Musimy porozmawiać o Kevinie". Jak tylko przebrniecie przez pierwsze 50 stron to zapewniam, że później będzie trzeba siłą was odciągać od lektury i na pewno nie będziecie żałować poświęconego jej czasu. Warto przeczytać, bo podczas czytania nasuwa się mnóstwo ciężkich pytań . I kiedy zaczynamy sami odnajdywać odpowiedzi na niektóre z nich, autorka podsuwa nam mocne, zaskakujące zakończenie, które na pewno każdego wbije w fotel i sprawi, że długo nie będziecie mogli o tej książce zapomnieć, a co najważniejsze... z pewnością będziecie chcieli porozmawiać o Kevinie.
A najgorsza jest świadomość, że książka nie jest całkowitą fikcją, na pewno nie z rodzaju fantasy, jest po prostu thillerem, częściowo oparta na prawdziwych wydarzeniach. Bo czyż w dzisiejszych czasach „masakry w szkołach” to nie powszechność?
Stany, szkoła Columbine, rok 1999 – dwójka 18-latków Eric Harris i Dylan Klebold wchodzą na teren szkoły z bronią palną i zabijają 12 rówieśników i 1 nauczyciela, 24 rannych. Na końcu popełniają samobójstwo. Obaj chłopcy uzdolnieni i nadzwyczaj inteligentni, obaj pochodzący z dobrych rodzin. Podobno podczas ataku jeden z napastników krzyczał: "To jest to, co zawsze chcieliśmy zrobić. To jest świetne!". Do popełnienia zbrodni przygotowywali się rok czasu, gromadząc broń i eksperymentując z ładunkami wybuchowymi. Dlaczego nikt nie zareagował?
Finlandia, szkoła Jokela, rok 2007 - 18-letni Pekka-Eric Auvinen zabija 8 osób w swoim liceum, w tym dyrektorkę, następnie strzela sobie w głowę. Podobno desperat zapowiadał atak w Internecie. Dlaczego nikt nie zareagował?
Niemcy, szkoła Albertville, rok 2009 - 17-letni Tim Kretschmer zabija 15 osób. W szkole uchodził za grzecznego i niepozornego. Podobno kilkanaście godzin przed atakiem napisał na forum: "Mam broń. Usłyszycie o mnie jutro. Zapamiętajcie nazwę miejsca: Winnenden". Dlaczego w tym przypadku nikt nie zareagował?
Mogłabym tak wymieniać, w Ameryce masakry w szkołach to powszechność, już nie zajmują nawet pierwszych stron gazet. Jak myślicie co siedzi w głowach takich uczniów, którzy budzą się rano i myślą „a co tam, dziś powystrzelam paru kumpli, będzie fajnie”? Jak to możliwe, że często są to nieprzeciętnie inteligentni uczniowie, że czasem swoją zbrodnię planują miesiącami zanim wcielą ją w życie? Pomyślicie, że ci chłopcy na pewno pochodzą z patologicznych rodzin, otóż nie... najczęściej wywodzą się z tzw. „dobrych domów”, mieszkają w spokojnej dzielnicy, rodzice mają dobrze płatne prace. Co takiego skłania tych nastolatków do takiej zbrodni? Czy to wina rodziców – ich brak zainteresowania dzieckiem? Czy to wina dziecka i jego złej natury? Czy to wina rówieśników, którzy wykazują się coraz większym okrucieństwem? Czy to wina społeczeństwa, które promuje brutalność i aprobuje przemoc w bajkach/filmach/grach? Czy to wina prawa, które nie ogranicza dostępu do broni i materiałów wybuchowych?
Zastanawiam się czy ten problem dosięgnie również kiedyś nas...?
Nasuwa się tyle pytań i niestety podejrzewam, że istnieje również tyle samo różnych odpowiedzi. A najważniejsze z pytań to chyba: jak można zapobiec takiej tragedii?
Tą recenzję dedykuję mojej przyjaciółce listopada 2011r. GOLDIE, która po moich prawie 2letnich namowach, w końcu uległa i książkę przeczytała, a po kilku jej Smsach wiem że nie było łatwo :-) Już nie mogę się doczekać naszych rozmów o Kevinie...
Nie boję się ciężkich tematów ani trudnego języka, nie boję się nudnych pierwszych 50 stron książki, jeśli tylko okaże się, że warto. A było warto, bo po przeczytaniu ostatniego zdania długo trzymałam książkę na kolanach, nie wspominając o tym, że w bibliotece rośnie już kara za przetrzymanie książki, bo wciąż jakoś nie mam serca jej oddać. A teraz muszę z kimś porozmawiać o Kevinie. O tym fikcyjnym Kevinie, ale także o prawdziwych „bohaterach”, takich jak Eric Harris i Dylan Klebold.
Tytułowy Kevin kilka dni przed swoimi 16 urodzinami wkracza do szkoły uzbrojony i dokonuje masowego mordu – zabija 9 uczniów oraz 2 dorosłych. Jego matka Eva próbuje w listach do swojego męża odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Opisuje relacje Kevina z rodzicami, rówieśnikami a także z rodzeństwem od momentu urodzenia po dzień zbrodni jakiej się dopuścił, dzień który Eva symbolicznie nazywa Czwartkiem. Matka opisuje Kevina jako złego, okrutnego, przebiegłego i wyrachowanego chłopca. Ale czy dzieci rodzą się złe? Czy to możliwe, że dziecko rodzi się jako socjopata, psychopata, morderca? Według Evy, Kevin właśnie taki się urodził. Nie chciał ssać pokarmu, nie przestawał płakać, nie bawił się zabawkami tylko je niszczył, chodził w pieluszce do 10 roku życia... co ciekawe, zła w Kevinie nie widzi jego ojciec, który usprawiedliwia każde jego przewinienie, a nietypowe zachowania nazywa „dziecięcymi wybrykami”, z których Kevin na pewno wyrośnie. Lionel Shriver tak wyraźnie i żywo zarysowała każdą postać, że czytając książkę wściekałam się na ojca za obdarzenie syna tak ślepą miłością, oburzałam zachowaniem matki, która tak bezwzględnie oceniała swoje dziecko, a także poczułam współczucie do Kevina-socjopaty, który mimo dokonania tak makabrycznej zbrodni wzbudza sympatię (a może litość?)
Kiedy zdarza się taka tragedia, ludzie myślą tylko o ofiarach i ich biednych, pogrążonych w smutku i żalu rodzicach. Mało kto pomyśli o rodzicach zbrodniarza, o tym co muszą czuć, myśleć, przeżywać. Kto poczuje współczucie dla matki, która musi żyć z myślą, że wydała na świat mordercę? Kto jej pomoże uporać się z trudnościami, a także kto pomyśli, że również i ona straciła swoje dziecko. Mało kto zdaje sobie także sprawę jak trudno jest żyć z przyklejoną łatką „matka mordercy”. Ta książka przedstawia właśnie tą drugą stronę, jednak trudno nazwać tę stronę obiektywną. Eva pisząc listy do męża, szuka odpowiedzi tylko na jedno pytanie „dlaczego?” Odwiedzając Kevina w więzieniu dla nieletnich nie raz zadaje to pytanie synowi, wydaje jej się, że tylko on może udzielić jej odpowiedzi na to pytanie, jednak kiedy odpowiedź już pada, Eva wciąż nie dostrzega najważniejszego – nie widzi swojej roli, jaką odegrała w tej tragedii. Niechciane macierzyństwo, obwinianie syna o zakończenie kariery zawodowej, brak jakiejkolwiek chęci porozumienia się z chłopcem (a nawet jeśli chęci się pojawiały to był to tylko słomiany zapał, który gasł jak tylko natrafiła na pancerz i mur). Eva nie chciała mieć dzieci, ale kiedy już się na nie zdecydowała marzyła o słodkim, spokojnym bobasku, który będzie jej pozwalał przesypiać noce, który będzie ją rozbawiał radosnym szczebiotaniem i będzie się do niej tulił podczas burzowej nocy. Kiedy urodził się Kevin – płaczący i niespokojny – oceniła to jako złośliwość, wrogość i nienawiść skierowana do niej. A przecież to było tylko dziecko potrzebujące zapewne miłości oraz troski i jak nikt potrafiące rozpoznać fałszywe i wymuszone zainteresowanie, jakim obdarzała je matka.
Jeśli siedzicie w domu i narzekacie na nudę to naprawdę polecam książkę Lionel Shriver "Musimy porozmawiać o Kevinie". Jak tylko przebrniecie przez pierwsze 50 stron to zapewniam, że później będzie trzeba siłą was odciągać od lektury i na pewno nie będziecie żałować poświęconego jej czasu. Warto przeczytać, bo podczas czytania nasuwa się mnóstwo ciężkich pytań . I kiedy zaczynamy sami odnajdywać odpowiedzi na niektóre z nich, autorka podsuwa nam mocne, zaskakujące zakończenie, które na pewno każdego wbije w fotel i sprawi, że długo nie będziecie mogli o tej książce zapomnieć, a co najważniejsze... z pewnością będziecie chcieli porozmawiać o Kevinie.
A najgorsza jest świadomość, że książka nie jest całkowitą fikcją, na pewno nie z rodzaju fantasy, jest po prostu thillerem, częściowo oparta na prawdziwych wydarzeniach. Bo czyż w dzisiejszych czasach „masakry w szkołach” to nie powszechność?
Stany, szkoła Columbine, rok 1999 – dwójka 18-latków Eric Harris i Dylan Klebold wchodzą na teren szkoły z bronią palną i zabijają 12 rówieśników i 1 nauczyciela, 24 rannych. Na końcu popełniają samobójstwo. Obaj chłopcy uzdolnieni i nadzwyczaj inteligentni, obaj pochodzący z dobrych rodzin. Podobno podczas ataku jeden z napastników krzyczał: "To jest to, co zawsze chcieliśmy zrobić. To jest świetne!". Do popełnienia zbrodni przygotowywali się rok czasu, gromadząc broń i eksperymentując z ładunkami wybuchowymi. Dlaczego nikt nie zareagował?
Finlandia, szkoła Jokela, rok 2007 - 18-letni Pekka-Eric Auvinen zabija 8 osób w swoim liceum, w tym dyrektorkę, następnie strzela sobie w głowę. Podobno desperat zapowiadał atak w Internecie. Dlaczego nikt nie zareagował?
Niemcy, szkoła Albertville, rok 2009 - 17-letni Tim Kretschmer zabija 15 osób. W szkole uchodził za grzecznego i niepozornego. Podobno kilkanaście godzin przed atakiem napisał na forum: "Mam broń. Usłyszycie o mnie jutro. Zapamiętajcie nazwę miejsca: Winnenden". Dlaczego w tym przypadku nikt nie zareagował?
Mogłabym tak wymieniać, w Ameryce masakry w szkołach to powszechność, już nie zajmują nawet pierwszych stron gazet. Jak myślicie co siedzi w głowach takich uczniów, którzy budzą się rano i myślą „a co tam, dziś powystrzelam paru kumpli, będzie fajnie”? Jak to możliwe, że często są to nieprzeciętnie inteligentni uczniowie, że czasem swoją zbrodnię planują miesiącami zanim wcielą ją w życie? Pomyślicie, że ci chłopcy na pewno pochodzą z patologicznych rodzin, otóż nie... najczęściej wywodzą się z tzw. „dobrych domów”, mieszkają w spokojnej dzielnicy, rodzice mają dobrze płatne prace. Co takiego skłania tych nastolatków do takiej zbrodni? Czy to wina rodziców – ich brak zainteresowania dzieckiem? Czy to wina dziecka i jego złej natury? Czy to wina rówieśników, którzy wykazują się coraz większym okrucieństwem? Czy to wina społeczeństwa, które promuje brutalność i aprobuje przemoc w bajkach/filmach/grach? Czy to wina prawa, które nie ogranicza dostępu do broni i materiałów wybuchowych?
Zastanawiam się czy ten problem dosięgnie również kiedyś nas...?
Nasuwa się tyle pytań i niestety podejrzewam, że istnieje również tyle samo różnych odpowiedzi. A najważniejsze z pytań to chyba: jak można zapobiec takiej tragedii?
Tą recenzję dedykuję mojej przyjaciółce listopada 2011r. GOLDIE, która po moich prawie 2letnich namowach, w końcu uległa i książkę przeczytała, a po kilku jej Smsach wiem że nie było łatwo :-) Już nie mogę się doczekać naszych rozmów o Kevinie...
Przy okazji wspomnę jeszcze, że właśnie dziś dowiedziałam się, że na podstawie książki nakręcono film, światowa premiera odbyła się w maju tego roku, w Polsce premiera w styczniu 2012, w rolę matki Kevina wcieliła się fantastyczna Tilda Swinton, a sam film zebrał bardzo pozytywne recenzje - juz nie mogę się doczekać aż go zobaczę, mam nadzieję, że przynajmniej dorówna książce!
Powiem szczerze, że czekałam na ten film od dobrych trzech lat, kiedy to po raz pierwszy przeczytałam tę książkę. Jak dla mnie - niezwykle szokująca. Ciężka, nie tylko dlatego, że gruba. Dochodziłam do siebie przez tydzień po jej przeczytaniu...
OdpowiedzUsuńJa tą książkę przeczytałam 1,5 roku temu i chyba do dziś do siebie nie doszłam po jej przeczytaniu...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że też czekałam na film, mam nadzieję, że obraz nie zniszczy przesłania książki.
Zamówiłam w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńJupi jupi jupi cieszę się jak małe dziecko,w końcu ktoś ze mną podyskutuje :-)
OdpowiedzUsuńWczoraj na youtube widziałam zwiastun filmu i aż mnie ciary przeszły brrrr...
Mam już w domu :) jak skończę czytać to co teraz czytam to zacznę tą
OdpowiedzUsuń