czwartek, 11 sierpnia 2011

Moja wielka grecka przygoda.

Na początku był chaos. Tak, chaos to najwłaściwsze słowo określające moje przygotowania do wakacji. Bo przygotowania i plany były już od stycznia. Hasło Grecja i ślęczenie godzinami przy komputerze szukając odpowiedniego hotelu, biura podróży, miejscowości. Z każdej strony wymagania „ładna łazienka” „dużo jedzenia” „żeby był basen” „widok na morze” „piaszczysta plaża”. I wydawałoby się, że takie coś znalazłam, choć dla mnie samej najważniejsze było, aby były tam ze mną osoby, na których mi zależy. Wszystko było zaplanowane i obliczone i pewnie przez to zaplanowanie wszystko się rozkraczyło. Rozkraczyła się data, rozkraczyły się finanse, rozkraczyły się okoliczności. Trzeba było na szybko coś wymyślić, było niewiele czasu. Opcja Grecja zmieniła się na opcję Cokolwiek. Opcja Samolot na opcję Autokar, potem na opcję Samochód a na końcu stanęło jednak na opcji Autokar. Na polu bitwy zostałam tylko ja z Połówką. Finanse na styk, data na styk, wykupienie wycieczki w ostatni dzień. Szybkie pranie, prasowanie, pakowanie, zakupy, farbowanie włosów, wizyta u kosmetyczki etc. Z Grecji poprzez Chorwację, Bułgarię i Hiszpanię padło ponownie na Grecję. Wyjazd o 2 w nocy, szybkie przetransportowanie się z samochodu do autokaru, zajęcie miejsc nie z tyłu, nie z przodu, nie koło WC i nie na kole. Jedziemy :) Jest ekscytacja, jest szczęście jeszcze na razie niepewne, przerażenie 40 godzinami w autokarze, ale jest też uśmiech i odetchnięcie – jedziemy po przygody, jedziemy odpocząć, zapomnieć o problemach i zostawiając za sobą wszystko znane i kochane. Jedziemy już z dobre 15 minut, prawie wyjeżdżamy ze Szczecina kiedy pada to niefortunne pytanie z ust Połówki:
- Gdzie masz aparat?
Robię głupią minę, wiem że jest głupia ale nie mam na to wpływu. Myślę sobie: Połówka stroi sobie żarty, lubi w takich chwilach robić mi beznadziejne kawały, więc głupia mina zamienia się w głupi uśmiech:
- Weź nie żartuj, wyciągaj go, wiem że go masz.
- No weź ty nie żartuj, bez jaj – Połówka robi się fioletowa, zielona, czerwona i w końcu biała – Kurwa cały futerał został w samochodzie koło twojego siedzenia.
Przez myśl przemyka mi od razu fakt, ze aparat jest pożyczony od cioci, od razu przed oczami mam wybitą szybę w samochodzie, skradziony aparat i inne rzeczy, samochód pozostawiony sam na odludziu przez 12 dni, ale mimo to choć już mniej pewnie to wciąż nie wierzę:
- Niemożliwe, na pewno go gdzieś masz, wyciągaj, bo się zdenerwowałam, to już nie są żarty. - Robi mi się gorąco, a Połówka sapie i dyszy:
- No nie są kurwa, nie są żarty, bo w aparacie są nasze dowody…
Doigrałam się, mam swoje „ahoj przygodo”.

6 komentarzy:

  1. o rety, ale pech! i co zrobiliście?

    OdpowiedzUsuń
  2. ale ja chce wiedzieć co dalej :) Mi nie ociągaj się!;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cd na żywo, musimy więc szybko się zobaczyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale swiństwo!! Chyba przestanę tu zagladać przerwać historię w jej najlepszym momencie...Podłość ludzka nie zna granic :(

    OdpowiedzUsuń
  5. To taki specjalny chwyt, żeby zmobilizować was do spotkania ze mną ;P Bo z wami to inaczej nie można ostatnio... trzeba podstępem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. hmmm no niezła historyjka, ciekawe jaki jest jej koniec?

    OdpowiedzUsuń